Czytasz
Tadeusz Dudek o tomiku wierszy Erazma Stefanowskiego – „Za grosz świętości”

Tadeusz Dudek o tomiku wierszy Erazma Stefanowskiego – „Za grosz świętości”

Wierzący bez grosza przy duszy

 

Lisy mają nory, ptaki powietrzne – gniazda,
lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć
.
Łk.9.58

 

Bywa, że człowiek nabiera pewności siebie, bazując na kilku złotych myślach czy choćby na srebrze swojej mowy. Inny potrafi rozmienić na drobne cały swój światopogląd zbudowany jeszcze za młodu na piaskach jakichś teorii. A gdy fortuna kołem się toczy, to i tchórzliwy zając może poczuć się przez chwilę jak w domu (bezpiecznie w swoim lesie). Łatwowierny i ufny otwiera się, próbując zrozumieć Innego, wychodzi nawet z siebie, naprzeciw mu, a potem tuła się po bezdrożach z pustką w głowie, bez grosza przy duszy, niczym włóczęga, bezdomny. Zaprawdę, nie jest łatwo o duchowy pokój, wewnętrzny komfort. Wiara chrześcijanina jest jakby z krzyża zdjęta, nie pozwala na łatwe oceny świata, zjawisk, zdarzeń, ludzi, osądy, choćby i dotyczyły jego własnych problemów (tych prawdziwych bowiem musi poszukać przede wszystkim w swoim słabym sercu). Niektórzy mówią, że tak naprawdę ufność nie powinna opierać się na niczym stąd. To prawda, że słowo było na początku, ale przecież nie każdy poeta jest w pełni świadom i panem swoich skojarzeń (choćby i bardzo oryginalnych czy inteligentnych), niektórym nawet myśl się plącze, a sens zgoła skacze sobie z kwiatka na kwiatek, syci się pyłkiem z tego świata albo wymyka ukradkiem, gdzie ciemno, po cichutku i między wierszami. W poetyckim wydaniu tego tomiku nie wygląda to ani lekko, ani beztrosko. Człowiekowi, który musi się nawrócić, nie może być przyjemnie – w takiej sytuacji ciężko i mnie, zwłaszcza zachować czystość myśli.

„Za grosz świętości” Erazma Stefanowskiego najbezpieczniej zacząć od końcowej modlitwy: „za Twą świętą do mnie cierpliwość, że Ci na krzyżu ręce nie opadły, że oczy masz podkrążone jak wdowie grosze, że nie jesteś relikwią ani legendą z brodą długą jak u Piotra, że choć niezmierzony, skryłeś się w mym sercu, a nie w małym palcu, dziękuję”. Dla takich właśnie chwil, obrazów i słów ja osobiście potrafię ślęczeć dniami i nocami, by choć spróbować zrozumieć Innego. I każdą, nawet tę skrajnie trudną dla mojego małego rozumku poezję.

Zanim jednak dojdziemy do tego finału, musimy przejść prawdziwą drogę krzyżową naszych krnąbrnych myśli, w głowie mętlik i burza (pogoda dla ubogich). Trzeba pogodzić się z tym, że dla niektórych na tym świecie w rzeczy samej nie ma nic świętego, wszak i z nimi trzeba podjąć dialog. Biegniesz oto z nadzieją w swojej świętej naiwności, z gorącym serduszkiem do grobu Pańskiego o świcie, a grób zastajesz niepusty, bo wąż na kamieniu (dasz wiarę?) – zrzucił oto swoją skórę i owinął się w całun. Bardzo to przemawia do mojej wyobraźni. Mówi, że poczuł się przez to jakby odrodzony, jakby zyskał nowe życie, wiele też dałby za jakiś rodzaj wieczności (może i nieśmiertelność mu się marzy), byleby zapomnieć o grzechu i Zmartwychwstałym (poeta w tym grobie szczerze udaje trupa). Taka to niespodzianka na nas tu czeka, zaiste wielkanocne jakby jaja, być może to wiosenne przesilenie. Dopiero po tym, jeśli doczekasz i przejdziesz tę mroczną próbę, ogarnie cię świąteczny nastrój, być może ktoś da ci i krzyżyk na drogę, baranka na stół, sianko pod talerz i pokój wreszcie zagości w twej duszy, mój przyjacielu.

Mówią, że nie święci garnki lepią i mało kto dzisiaj daje się nabrać na złożone do modlitwy dłonie – trudno zaprzeczyć, szczerze mówiąc, nawet nie wszystkie moje dzieci wierzą. To prawda, potrzebujemy bardziej przekonującego świadectwa, a ono lubi pozostawać w ukryciu. Poeta twierdzi, że wystarczy mu wiara zwyczajna, taka nienadęta, ale wydaje mi się, że to wcale nie jest takie proste. Wszak trudno o taką wiarę, kiedy już ją z krzyża zdjęto. Może i zdaje się trochę wymięta, potargana, pewnie i mocno wymęczona, ale czy nie wygląda wtedy niczym prawdziwy cud stworzenia: cierpienie, radość, prawda i miłość w jednym – pełna wewnętrzna przemiana, duchowe odrodzenie (to niecodzienne zjawisko). Takie piękno w sercu bez Ducha Świętego nie byłoby możliwe i nie jest też bez znaczenia, dla kogo nam ono bije. Życie staje się wielką tragedią dopiero wtedy, gdy w kogoś uderza, przeciw komuś się obraca. Miłość i nienawiść w jednym potrafi wyrządzić wiele zła, wiele zniszczeń dokonać. Poeta zwraca też uwagę na problem znacznie głębszy. Można oto niczego nie powiedzieć i milcząc, znaleźć się pośród krzyczących: ukrzyżuj go! Wielkim złem okazuje się bowiem grzech zaniechania.

Przyznaję, że niełatwa była dla mnie ta droga krzyżowa usłana myślami poety w tomiku (dużo by pisać). Trochę czasu minęło, nieraz sam się znalazłem ze swoimi własnymi w sytuacji jakby bez wyjścia, w ciemnościach duszy, w jakimś ślepym zaułku, zapędzony w kozi róg, a jednak trudno mi się otrząsnąć z zaskoczenia, czuję się wręcz jak ogłupiały, gdy poeta wpędza swojego peela do grobu i pyta złośliwie, czy w tej sytuacji wciąż boi się odrzucenia? Przecież zarówno problemy, jak i ten kamień, który mu na sercu złożył, wydaje się dość ciężki, tak czy inaczej trzeba to przeżyć, wszak poeta nie uniesie. Nie znałem wcześniejszych jego wierszy, ale zrobił na mnie wrażenie i bardzo mi pomógł w zrozumieniu ich, jak również tej jego specyficznej poetyki, niesłychanie trafny, zwięzły i piękny komentarz ks. Jerzego Szymika, który poniżej, już celem podsumowania, pozwolę sobie zacytować.

Jest w tych wierszach jakaś nagłość, ostrość tonu, skupienie silnych emocji  – ulubione czasowniki autora to: wyrwać, wyrywać, wieszać, wierzyć. W polszczyźnie słowa te są tak bliskie brzmieniowo, jakby nasza polska wiara była z samego bólu. Tak przynajmniej to rezonuje w głowie i sercu tuż po lekturze. Nie zawsze wiadomo, czy dana fraza to modlitwa jeszcze, czy już bluźnierstwo. I w czyim imieniu Stefanowski pisze i nazywa. Czy mówi porte parole autora, czy człowiek współczesny jako taki, uwikłany w epokę bez reszty, czy sam Chrystus? A może właśnie w tym zatarciu granic, w tej mieszaninie głosów leży główna wartość tego tomu. I wszystkie te głosy tworzą polifonię znajdującą ostatecznie ujście w modlitwie.

Nic dodać nic ująć, zatem i ja wtrącam tylko swoje trzy grosze, zapraszając do tej poezji.

Tadeusz Dudek

________________________________________
Erazm Stefanowski –  urodził się w 1976 roku w Augustowie, gdzie mieszka i pracuje. Poeta, prozaik, felietonista, eseista, krytyk literacki. Debiutował w 1996 roku w „Przeglądzie Augustowskim”. Jego twórczość prezentowana była w lokalnej i ogólnopolskiej prasie, almanachach i antologiach poetyckich, m. in. w Tam prosto do Augustowa (2007), Opowieść o ziemi augustowskiej (2008) i Wiersze od Augustowa (2021), a także na antenie Polskiego Radia. Współpracuje z miesięcznikiem „Nasz Sztabiński Dom”. Stypendysta Burmistrza Miasta Augustowa w dziedzinie twórczości literackiej (2019) i Marszałka Województwa Podlaskiego w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania kultury i opieki nad zabytkami (2023). Za całokształt twórczości artystycznej nagradzany przez Marszałka Województwa Podlaskiego (2023). Autor zbioru opowiadań Nie wiary godne (2014) oraz tomów poetyckich: Zaprawione mirrą (2006), Oskarżony Jezus Ch. (2018), za który otrzymał nagrodę Burmistrza Miasta Augustowa, Lipcowe anioły (2019) oraz Za grosz świętości (2022 – Nagroda Burmistrza Miasta Augustowa, Nagroda Poetycka im. K. I. Gałczyńskiego za najlepszy tom roku Orfeusz Mazurski, Nagroda Poetycka Orfeusz Czytelników, Wyróżnienie Kapituły Nagrody Literackiej im. ks. Jana Twardowskiego). Tom Lipcowe anioły, dedykowany ofiarom obławy augustowskiej, uhonorowany został Nagrodą Artystyczną Starosty Augustowskiego (2023). Wyróżniono go także nominacją do Nagrody Poetyckiej im. K. I. Gałczyńskiego w kategorii Orfeusz Mazurski (2020). Wiersze poety z tego zbioru stały się inspiracją dla Ignacego Zalewskiego do skomponowania symfonii pt. Podziemne ptaki na sopran, klarnet, orkiestrę smyczkową i instrumenty perkusyjne. Jej prawykonanie miało miejsce 12 lipca 2022 roku w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku z okazji Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej.


Tadeusz Dudek, urodzony w 1957 roku, matematyk z wykształcenia, zatem ścisły umysł i pasjonat naukowej wizji struktury wszechświata oraz fizycznej strony naszej rzeczywistości. Internowany w 1981 roku za działalność opozycyjną i poglądy. Mieszka w Katowicach. Jego świadomość poetycka została ukształtowana między innymi na poezji Zbigniewa Herberta oraz poezji i filozofii Karola Wojtyły, z którymi swego czasu wchodził w dialog, aby co nieco z tego pojąć. Odtąd ten dialog stał się jego wielką pasją i ważną aktywnością literacką, zarówno na portalach poetyckich, jak i przy okazji komentowania tomików i wierszy poznanych poetów i poetek (sam publikuje tu i ówdzie). Twierdzi, że aby zrozumieć ten świat, nie wystarcza poznanie jego fizycznych aspektów, trzeba też wniknąć w ten wewnętrzny, osobowy, o niebo bardziej skomplikowany i fascynujący świat. Trzeba w tym celu porozumieć się z Innym, a język poezji jego zdaniem służy do tego najlepiej. Jest przekonany, w ślad za niektórymi z filozofów, że prawda ma przede wszystkim wymiar podmiotowy, nie tylko obiektywny.

 

 

 

 

 

 

 

 

Przewiń do góry
Skip to content