Czytasz
*** (wciąż odpisuję…) – nie tylko wiersz Krzysztofa Czyżewskiego

*** (wciąż odpisuję…) – nie tylko wiersz Krzysztofa Czyżewskiego

 

***
wciąż odpisuję
na list matki na tchnienie
słów brzmiących w trzcinie

Mamo, ty mnie nauczyłaś czytać. Inaczej. Nie tak, jak w książkach napisane. Nie tak, jak w szkole. Słowa, które pomagałaś mi sylabizować, zapisane były znakami natury, kreskami światła. Pierwszy wyraz przeze mnie odczytany był wyrazem twojej twarzy, objawiony w zdaniu bez kropki – mogłem czytać je bez końca, zawsze było coś do dodania, zwłaszcza dzięki dotykowi. Za jednym razem, gdy tylko położyłaś sobie na twarzy moje dłonie, nauczyłem się całego abecadła. Jak zaślepione snem oczy po przebudzeniu mrużąc się rozpoznają świat, tak poduszki moich palców błądziły w poszukiwaniu twoich powiek, natrafiając najpierw na ostre czułki rzęs. I szukały dalej, odgarniając ci włosy, zalepiając oczy, zbierając łzy, wałęsając się po ustach jak po ruchomych piaskach, obejmując policzki na kształt konchy, wygrzewając się pod uszami.
Nie do uwierzenia ile słów o tym jednym napisałem, które w czasie, gdy byłem twoim najpilniejszym uczniem, bez jednego słowa się obywało. Dłonie dziecka zapamiętały to wszystko i jeszcze więcej, a ich pamięć przenika teraz moje oczy i usta i słyszenie. Dzisiejszego ranka uświadomiłem sobie, że tajemnica twojego pisma mieszka w tym jak żyję. I przypomniało mi się nagle jak uczyłaś mnie czytać, zanim poznałem sens ułożony z liter…
Tej nocy rozjarzony księżyc był dosłownie na wyciągnięcie ręki. Spać nie mogła także moja przyjaciółka Wendy, ze swojego domu na Alasce wysyłając mi list o zapatrzeniu w całkowite zaćmienie księżyca. Doczekałem świtu, by podglądać bobry budujące żeremie przy naszym stawie. Ledwie uchyliłem drzwi, a do domu wemknęła się Perełka, cała mokra od nocnej rosy. Rumi ani myślał o dołączeniu do mnie, wygrzewając stare kości pod kołderką. Jutrzenne światło przyćmiło Pełnię Kwiatowego Księżyca. Teraz najbardziej jaśniała kalina, w jedną noc przemieniona w kulę śnieżną. Kukułka spała. Nad doliną wciąż jeszcze władało nocne przekomarzanie się słowików z żabami. Świerszcze grały nieśmiało i w pojedynkę, wciąż odwlekając moment przejęcia batuty w krasnogrudzkiej orkiestrze. Bezsenny bąk trzymał puls łąki bucząc na swojej drumli. Musiałem uważać, bo ścieżka gęsta była od ledwie widocznych winniczków. Z lasu porykiwaniem zagadywał do mnie koziołek. Lada moment należało się spodziewać wrzawy żurawi. Usiadłem na moście, zawinięty w milczenie, to samo, którym mnie przykrywałaś kładąc palec na ustach. I tak doczekałem promieni słońca.
W chwili, gdy pierwsze słońce zajrzało w pomrokę stawu, wszystko sobie przypomniałem. Przez całe życie przypominam to sobie. Wciąż na nowo potrafię czytać tak, jak mnie uczyłaś. Ledwie zacząłem chodzić, podarowałaś mi łąkę, mój najważniejszy elementarz. Jakże mógłbym zapomnieć lekcje zanurzania się w ciężkie od rosy wiechliny i turzyce. Ledwie uszliśmy parę kroków, a mokry byłem na całości. Znikały granice. Wszystko, co widziałem, tknięte było świetlistym olśnieniem, wynurzało się z wody, pierwsze, czyste, z pustki wydobywające pełnię. Staw przemieniał się w jadeitowe oczko. Na nim uczyłaś mnie kaligrafii słońca, polifonicznej gramatyki aromatu barw. Stawałem się cząstką jaśnienia, a ty mówiłaś, że musisz się tego ode mnie nauczyć, zamiast pisać o tym. Teraz rozumiem, że uwalniałaś piękno od rozumienia. Takim było pismo trzcinowe, którym władaliśmy na łące. Nie znało następstwa słów, wszystko pisało naraz. Nasz pędzel nie wracał, nie było miejsca na poprawki i namysł. Wchodziliśmy do wnętrza i nie było już nikogo, kto patrzyłby na świat spoza istnienia. Czasem spóźnialiśmy się na pierwsze słowo słońca, ale wtedy mówiłaś, że wrócimy na ostatnie. Mówiłaś też – a wszystko to były słowa odczytywane przeze mnie z pisma trzcinowego – że wystarczy w pełni uwagi odczytać fragment świata, by objąć go w całości. Przepadałem za fragmentami zmierzchu. W nasze jaśnienie wkradał się wtedy cichy lament nad znikaniem, takie lacrimae rerum, za którym szła tęsknota za czymś jeszcze. W jedno zrośnięte były nieokreśloność i pragnienie. To niedopełnienie noszę w sobie przez całe życie. Nie potrafię

Krzysztof Czyżewski


foto: Krzysztof Czyżewski
_________
Krzysztof Czyżewski – polski pisarz, reżyser i animator działań międzykulturowych, współtwórca Ośrodka „pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach oraz Fundacji Pogranicze. W 2011 wraz z zespołem Pogranicza, otworzył Międzynarodowe Centrum Dialogu w Krasnogrudzie. Inicjator programów dialogu międzykulturowego w Europie Środkowej, na Bałkanach, Kaukazie, Azji Środkowej, Indonezji, Bhutanie, Afryce Północnej i innych pograniczach świata. Wykładowca wielu uniwersytetów w Europie i USA; obecnie jest profesorem Uniwersytetu Bolońskiego i Rutgers University.

 

 

 

 

 

 

Przewiń do góry
Skip to content