Czytasz
Druga nagroda w IX Konkursie Literackim im. Anny Markowej

Druga nagroda w IX Konkursie Literackim im. Anny Markowej

Kapituła IX Konkursu Literackiego im. Anny Markowej przyznała II nagrodę ex aequo Wiktorii Korzun, uczennicy III Liceum Ogólnokształcącego w Białymstoku, za utwór prozatorski pt. Światło flesza i  Ewie Wilczewskiej z I Liceum Ogólnokształcącego w Białymstoku, za utwór prozatorski pt. Buscando.
Dzisiaj przedstawiamy (alfabetycznie) prozę Wiktorii Korzun.

Światło flesza

Poranne słoneczne światło ogrzewało przez okno lekko zakurzony kaflowy piec. Był już rzadko używany, jednak stanowił nieodłączną część domu, której nikt nie miał w planach się pozbywać. Domownicy darzyli go bowiem sentymentem. Najbardziej zadowolony z tej decyzji wydawał się wiekowy, rudy kot, który wylegiwał się na leżance w miejscu, które wcześniej nagrzały ciepłe promienie. Czasem uważne ucho słyszało lekkie pomruki. Na starość rudzielec nie szczędził sobie najlepszych miejsc do wypoczynku.

Sędziwa gospodyni domostwa krzątała się po kuchni, coraz zahaczając fartuchem o piec. Nie można powiedzieć, że ją to denerwowało, jednak wprawiało w lekki dyskomfort. Wówczas poprawiała ozdobiony ręcznie wyszywanymi wzorami fartuch. Wolała, aby opadał równo wzdłuż bioder. Przelała do formy przed chwilą przygotowaną masę, a następnie włożyła naczynie do piekarnika. Uwielbiała piec, nawet jeśli ochota nachodziła ją w samo południe.

Po zakończonej pracy wyszła z kuchni i skierowała się w stronę salonu. Usiadła na sofie i włączyła telewizor, aby zagłuszyć ciszę panującą w domu. Oparła się wygodnie. Nogi dawały się jej we znaki. Nie była już w tak dobrej kondycji jak kilkanaście lat temu. Kiedyś mogła zdobywać szczyty, a teraz? Teraz nawet czas w kuchni był aż nadto odczuwalny.

Usłyszała pukanie, a następnie skrzypienie drzwi.
– Znowu zostawiłaś otwarte drzwi! – z sieni wydobył się aksamitny głos jej córki.
– Babcia! – zza ramienia dostrzegła burzę kasztanowych loków.
– Babciu, muszę ci koniecznie pokazać, co dzisiaj znalazłam! – Marcysia zaczęła skakać w miejscu, trzymając w rączkach materiałową torebeczkę.

– Co tam masz? – zapytała kobieta, udając nadmierne zainteresowanie. Mimo, że nie wiedziała, co wnuczka ma jej do pokazania, nie była zbytnio zaciekawiona. Doskonale zdawała sobie sprawę, że małym dzieciom nawet najprostsza rzecz wydaje się ogromnym skarbem. Nie zdziwiłaby się, gdyby Marcysia wyciągnęła kilkanaście kamyków i gałązek czy innych kwiatków.

– Marcelina! Zdejmij buty! – krzyknęła rodzicielka dziewczynki. Marcysia usiadła na ziemi i powoli zaczęła rozwiązywać swoje buciki.

– Witaj, mamo – w pomieszczeniu pojawiła się młoda kobieta, piękna i pełna sił.

– Dzień dobry, Aneczko – wstała, lekko sapiąc. Podeszła bliżej córki, aby pochwycić ją w ramiona. – Chodźcie do kuchni. Zrobię wam herbatę.

Wymijając córkę, ruszyła w stronę kuchni, jednak nie weszła do niej pierwsza. Marcysia wskoczyła szybko na stołek przy stole i położyła na nim niewielki przedmiot. Kobieta spojrzała na nią pół okiem, jednak większą część uwagi poświęciła ciastu, które się zarumieniło. Pochyliła się, aby ocenić wypiek.

Jeszcze troszeczkę – pomyślała.

– Mmm… – głośno mruknęła Anna, kiedy pojawiła się niedaleko piekarnika. – Orzechowiec, mój ulubiony.

– Tutaj pieczesz to samo babciu! – zachwyciła się swoim odkryciem dziewczynka. Wskazała palcem na album ze zdjęciami, który przyniosła. A więc to było tym niezwykłym odkryciem – zdziwiła się. Podeszła bliżej, aby uważnie przyjrzeć się niewielkiemu obrazkowi.

Faktycznie – spojrzała na fotografię – miała wtedy dziesięć lat, stała na stołeczku obok swojej mamy, a w tle widoczny był orzechowiec ułożony na leżance. Woń ciasta rozchodziła się po całej kuchni, więc kiedy kobieta przymknęła oczy, przypomniała sobie swój własny zachwyt tamtego dnia. Była niezwykle dumna, kiedy ciasto zostało wyjęte z piekarnika. Ten pierwszy raz smakował niezapomnianie. Całe wspomnienie uciekło, kiedy przypomniała sobie oślepienie starą lampą błyskową. Na fotografii ślad po fleszu widoczny był jako mała gwiazdka odbijająca się od metalowej obręczy leżanki.

– Wtedy pierwszy raz piekłam to ciasto – powiedziała ze wzruszeniem. – A tutaj, wybraliśmy się ze znajomymi w góry – wskazała następne zdjęcie.

Stała na nim z piątką najbliższych – w tamtych czasach – przyjaciół. Jeździli co roku do schroniska młodzieżowego przez całe liceum i studia. Do dzisiaj nocami czuła woń świerków po deszczu. W tamtych czasach zdobywali każdy napotkany szczyt. Na zdjęciu trzymała za rękę młodego chłopaka, którego kilka lat później poślubiła. W jego okularach odbijało się światło, ale nie wiedziała czy flesza, czy słońca. A może on sam promieniał?

– O, wasz ślub!

Pamiętała ten dzień, jakby to było wczoraj. Ubrana w najpiękniejszą suknię ślubną, obok siebie miała najpiękniejszego człowieka na świecie. Łezka zakręciła się jej w oku, kiedy dostrzegła jego uśmiech. Szczerzył się w taki sam sposób całe życie. Po wielu latach małżeństwa jego twarz widywała już tylko w snach.

Fleszowa gwiazdka odbijała się od obrączki pana młodego, tej samej, którą ona teraz nosiła na palcu.

Przecierając oczy, oderwała się od przeglądania zdjęć, aby sprawdzić ciasto. Było gotowe. Złapała za kuchenne rękawice i pewnym ruchem otworzyła drzwiczki piekarnika. Zmrużyła oczy, kiedy ciepło buchnęło jej w twarz. Wzięła okrągłą blachę w ręce i wstając zaciągnęła się zapachem.

Błysnęło światło flesza z najnowszego aparatu Marcysi.

– Mamy dwa podobne zdjęcia – stwierdziła Anna, pokazując ostatnią fotografię z albumu. – Zrobiłam je jakieś pięć lat temu.

Kobieta pochyliła się nad zdjęciem. Faktycznie, bardzo podobne. Ta sama sceneria i ciasto, jednak inne ubrania i.… coś jeszcze, ale co?

– Babciu – mała dłoń złapała jej rękę. – Teraz się jakoś mniej uśmiechasz.

Wiktoria Korzun

fot. Maria Beręsewicz

poeciwsieci.pl

 

 

 

 

 

 

 

Przewiń do góry
Skip to content