Czytasz
(Auto)biografia liryczna – recenzja tomiku „Jaśnienia” Janiny Osewskiej

(Auto)biografia liryczna – recenzja tomiku „Jaśnienia” Janiny Osewskiej

 

(Auto)biografia liryczna

O poezji można pomyśleć po herbertowsku, że jest ona formą zapisu radzenia sobie poety z życiem. Można odwrócić ten porządek i twierdzić, że poezja to miejsce, które uwidacznia to, co życie zrobiło z człowiekiem. Trudno mi orzec, na ile do Jaśnień Janiny Osewskiej bardziej przystaje ta pierwsza formuła, a na ile ta druga. Cykl wierszy jest poetycką opowieścią (auto)biograficzną. Odnajdzie się niej pokolenie urodzone w okresie Polski Ludowej na tyle późno, aby przeżyć kilka dekad w kraju, uczącym się na nowo bycia wolnym, twórczym i odpowiedzialnym za siebie.

Nie poddaję się jednak pokusie utożsamiania bohaterki cyklu z autorką, Niny z Janiną Osewską. Poetka chcąc uniknąć dosłowności autobiograficznej, powołała do istnienia sobowtórkę liryczną. Woli wypowiadać się poprzez naznaczoną artystycznym spojrzeniem realistyczną i oszczędnie ujawnioną scenerię rozgrywającego się po cichu, ale we wspólnotowej przestrzeni, losu.

Kolejne wiersze-zdjęcia z jednej strony wydaje się, że emanują jasnym blaskiem pamięci, mają dobrą ostrość, a z drugiej widać, że to, co pamiętane, traci intensywność barwy i wyrazistość kształtu; związane z nimi emocje i uczucia bezpowrotnie blakną. Jaśnienia odnoszą się przecież do czynności wywieszania płócien na słońcu, aby w nim wybielały. Powrót do bieli ma obosieczne znaczenie: fizycznie oznacza odzyskanie czystości, a symbolicznie stan niepamięci. Czytamy: „pamięć odciąga wilgoć i suszy obrazy”.

Pamięć wietrzeje na podobieństwo nawet najtwardszych skał, toteż zachodzi nieustająca potrzeba mitu, przekazu legendarnego, narracji, która wyniesie ponad czas to, co przeminęło. Pragnę wierzyć, jak ponad dwa tysiące lat temu Horacy, że poeta buduje pomniki trwalsze od spiżu. Czyż w ogóle – powiem nieco górnolotnie – człowieczeństwo nie polega także na tym, że chronimy przeszłość tak długo, jak się da? Walka o pamięć na wyżynach władzy i w sferze politycznej nabiera znaczenia takiego, jaki w czasach prehistorycznych miała walka o ogień. W Jaśnieniach pamięć osobowa, rodzinna, lokalna, generacyjna i jej szersze kręgi nie podlegają łatwej i szybkiej podmianie, wymianie czy manipulacji; nie jest ani wystawiona na sprzedaż, ani nie jest zabiegiem promocyjno-wizerunkowym. Jest ludzką treścią, której nie wolno, nie trzeba i nie można zamienić na cokolwiek innego. Oparte na wysnutej ze wspomnień anegdocie liryki układają się w legendę, wiodącą zgodnie z chronologią, od dzieciństwa do lat dojrzałych.

Poetka poszukuje obiektywizującego ekwiwalentu zapamiętanego i przeżytego czasu z pokorą i poczuciem sensowności zarówno tego, co było przykre, złe, bolesne, gorzkie, jak i tego, co cieszyło, wyzwalało tęsknotę, miłość, nadzieję. A przy tym przestrzega zasady powściągliwości – słowa, rzeczy, motywy redukuje do niezbędnego minimum. Przekonanie, że dzięki samodyscyplinie osiągnąć można w poezji więcej niż przez nieopanowany żywioł swobody, przynosi wartościowe rezultaty. Mówić (i pisać) tyle, ile trzeba, wymaga w równym stopniu pracy nad sobą i językiem, jak też charakteru.

W każdej cząstce lirycznego cyklu (auto)biograficznego toczy się prywatny spór o zachowanie niezależności. Chodzi w nich też o utrzymywanie odpowiedniego dystansu tak wobec siebie, jak i do dziejących się wokół spraw.

Z wiersza na wiersz rozwija się legenda bez upiększeń – legenda, którą rozpoczyna naznaczająca piętnem przeznaczenia chwila narodzin. To, że „Nina wypadła z rąk położnej / podczas pierwszego obmywania ciała” stało się znakiem jej wejścia w sferę niebezpieczeństw, ale też wymykania się bohaterki ze schematów. Wymykanie się z rąk jako fraza ma tu wiele sensów, bo dosłownie wskazuje na wypuszczenie noworodka z dłoni, a w perspektywie dorosłego życia na uniknięcie zagrożeń. W wymykaniu się z rąk tkwi doświadczenie bezradności, działania nieprzynoszącego konkretnego i spodziewanego rezultatu. Wymknąć się z rąk to również uwolnić się. W Jaśnieniach przeżycia negatywne i pozytywne współistnieją w języku poetki nierozerwalnie.

Oparte na wysnutych ze wspomnień anegdotach liryki układają się w ciąg małych legend rodzinnych – nabierają one cech przypowieści; utwór o braciszku, który usiłując razem z kurczaczkami przywitać nadchodzących członków rodziny, pozbawił je życia, opowiada o nieświadomości dziecka, o dobrych intencjach, które dały zły skutek, o wtajemniczeniu w śmierć:

na powitanie wracających z miasta
dwuletni brat Niny usadził kurczęta w oknie

główkami w stronę drogi
którą miała nadejść matka z siostrą
na ich widok pisklęta nawet nie pisnęły
chłopczyk o dobrych intencjach
zobaczył śmierć.

Jaśnieniach upamiętniona jest również obyczajowość minionego czasu. Powracają: babcia mówiąca do każdej rzeczy po imieniu, zdarzenia pierwszokomunijne, pierwsza wycieczka do stolicy, w której atrakcją były ruchome schody, jedzenie chleba z musztardą lub ze śmietaną posypaną cukrem, spotkania z wędrownymi Romkami, które wówczas nazywane były Cygankami, seanse w kinie objazdowym, wizyty w szkolnej bibliotece i oddawanie się z pasją dziecięcym lekturom, zabawy na śniegu, wagarowanie, koloryt targowiska, czar dziecięcych prywatek, tępota pewnych nauczycieli, ciepła więź ze starszymi przedstawicielami rodziny, pogrzeby ptaszków, inicjacja erotyczna, moda „dzieci kwiatów w bananowych spódnicach”, nieuczciwość partyjnych karierowiczów, niewyobrażalne dziś trudności z telefonowaniem, starania o przyjęcie na studia, małżeńskie perypetie, konsekwencje istnienia „żelaznej kurtyny”, nakaz pracy (co zapewne brzmi w uszach młodszych generacji egzotycznie i niezrozumiale), permanentne kłopoty aprowizacyjne i z nabywaniem przedmiotów pierwszej potrzeby, korupcja i niekompetencja służby zdrowia, niełatwe macierzyństwo, kolekcjonowanie puszek po napojach, moda na wszystko, co z Zachodu, meblościanki i tak dalej. Odbija się echem wybuch elektrowni atomowej w Czarnobylu.

W niektórych wierszach jednakże pojawiają się moralizatorsko-publicystyczne porównania czasów nowszych z tymi dawniejszymi na niekorzyść tych pierwszych, na przykład:

Nina czytała dzieciom książki
po kąpieli i dobranocce o dziewiętnastej trzydzieści

dzisiaj chodzi się z dziećmi na koncerty
do późnych godzin nocnych popijając piwo

nic dziwnego że w szkołach zatrudnia się
więcej psychologów niż bibliotekarzy.

Są też liryki dokumentujące próby czynienia „wyłomu w monopolu”, uruchomione przez „raczkującą demokrację” podróże do Włoch. Teksty odnoszące się do ostatnich kilkunastu lat przenika tematyka egzystencjalna połączona z motywami twórczego wysiłku poetyckiego i innymi. W cyklu znalazł się też wiersz o katastrofie smoleńskiej – powściągliwy, lecz mocny – oddaje bezradne oniemienie, jakiego Polacy doznali rano 10 kwietnia 2010 roku:

wiadomość o katastrofie
Nina otrzymała pod brzozą
podczas upuszczania oskoły

nikt z obecnych nie wierzył
że jest prawdziwa jak łzy
tego ożywczego soku.

Z tym głęboko osadzonym w tradycji poezji polskiej utworowi (poezja jako opłakiwanie, tren i miejsce wspólnotowego przeżywania, symbolika brzozy, odkrywanie paradoksalności zdarzeń) sąsiaduje gorzki wiersz o tragedii chrześcijan w Syrii. Do tkanki (auto)biografii przebiły się realia ery internetowej, żałoba po odejściu bliskich, ale przede wszystkim potrzeba zachwytu, wdzięczność za urodę życia i wiara bohaterki w to, że zostanie ona kiedyś uleczona z bólu.

                                                                    Zbigniew Chojnowski

Źródło tekstu: Zbigniew Chojnowski, (Auto)biografia liryczna, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 60

 

 

 

Przewiń do góry
Skip to content